Pamiętam te drewniane szczypce do bielizny, później ich używałam przy farbowaniu ubrań, więc końcówki miały przybrudzone - chyba jeszcze gdzieś je mam. Magiel mielismy na strychu, oczywiscie ręczny, nie elektryczny, właściwie to maglownicę. Lubiłam patrzeć, jak wkłada się bieliznę między dwie rolki i kręci wielką korbą (coś jak wyżymaczka we Frani
). Czasami udawało mi się pokręcić, ale rzadko, bo to dla dziecka było za ciężkie zajęcie, pozostało więc patrzenie
.
Punkty repasacji też oczywiście pamiętam, u nas jeden był w domu towarowym. W ogóle lubiłam te zakłady rzemieślnicze w starym stylu, lubiłam patrzeć, jak pracuje szewc, rymarz itd. No i fotograf - u nas przez całe lata (od wojny) istniał zakład fotograficzny, w którym starszy pan (odkąd pamiętam, zawsze był starszy, w każdym razie zmarł kilkanaście lat temu jako staruszek) robił zdjęcia dawnymi metodami, na starym sprzęcie (podejrzewam, że przedwojennym, przynajmniej tak wyglądał
). Lubiłam patrzeć czasem, jak ręcznie retuszuje zdjęcia jakimiś rysikami, tuszami itd. Całe pokolenia się u niego fotografowały. Co jakiś czas zmieniał wystawę w witrynie i wtedy chodziliśmy popatrzeć, czyje zdjęcia ustawił
. Kilkanaście lat temu, z trudem znalazłam zakład, który zrobiłby mi zdjęcia czarno-białe: wszędzie mówiono, że musiałabym wykupić cały film, bo mają ustawione filmy kolorowe, a czarno-białych nikt już nie robi. W końcu znalazłam pana (starszego, oczywiście
), który żadnych problemów nie widział.