W co bawiliśmy się jako niesforne dzieciaki?
Moderatorzy: Robi, biały_delfin
Biały -delfin chodzi o to samo. Kabzle to kapiszony. Inna nazwa wynika zapewne z regionalnych różnic. Mój Tato mówił na to "kapiszony" ale z kolei wszyscy koledzy "kabzle" i ja też tak mówiłem. To tak jak z wychodzeniem "na dwór" i "na pole", albo "kremówkami" i "napoleonkami", czy "chrustem" i "faworkami".
Swoją drogą pamiętam, że na początku lat siedemdziesiatych pokazały się włoskie kabzle (czy jak kto woli kapiszony). Były sprzedawane w formie elegancko zapakowanego zeszyciku z plastikowymi kabzlami (ciemnoczerwonymi) na pasku papieru. Na opakowaniu były małe fotografie znanych pistoletów (pamietam berettę, parabelkę i Walthera). Równoczesnie w sklepach z zabawkami zaczęto sprzedawać piękne, łamane i chromowane rewolwery z samonapinaczem kurka obracającymi sie bębenkami. Te włoskie kabzle trzeba było nałożyć na bolce bębenka (osmiostrzałowe) i robiły huk porównywalny z korkami. Taki rewolwer to był wielki "szpan" w porównaniu z poczciwymi odpustowami blaszanymi korkowcami. Ale kosztaował też zdrowo - rewolwer coś ok 80 zł (wtedy resorak "matchbox", "politoys" albo "majorette" kosztował 60 zł).
Z zabaw "balistycznych" przypomniały mi się jeszcze zielone owoce (nie bulwy!) ziemniaka. Zbierało się je na działkach, po czym z gałęzi żywopłotu, albo wierzby wycinało się elastyczny pręt. Na koniec tego pręta nabijało się zieloną ziemniaczaną kulkę, robiło zamach i sprężynujacy pręt nadawał kulce siłę wystarczającą na lot o odległości kilkunastu metrów.
Swoją drogą pamiętam, że na początku lat siedemdziesiatych pokazały się włoskie kabzle (czy jak kto woli kapiszony). Były sprzedawane w formie elegancko zapakowanego zeszyciku z plastikowymi kabzlami (ciemnoczerwonymi) na pasku papieru. Na opakowaniu były małe fotografie znanych pistoletów (pamietam berettę, parabelkę i Walthera). Równoczesnie w sklepach z zabawkami zaczęto sprzedawać piękne, łamane i chromowane rewolwery z samonapinaczem kurka obracającymi sie bębenkami. Te włoskie kabzle trzeba było nałożyć na bolce bębenka (osmiostrzałowe) i robiły huk porównywalny z korkami. Taki rewolwer to był wielki "szpan" w porównaniu z poczciwymi odpustowami blaszanymi korkowcami. Ale kosztaował też zdrowo - rewolwer coś ok 80 zł (wtedy resorak "matchbox", "politoys" albo "majorette" kosztował 60 zł).
Z zabaw "balistycznych" przypomniały mi się jeszcze zielone owoce (nie bulwy!) ziemniaka. Zbierało się je na działkach, po czym z gałęzi żywopłotu, albo wierzby wycinało się elastyczny pręt. Na koniec tego pręta nabijało się zieloną ziemniaczaną kulkę, robiło zamach i sprężynujacy pręt nadawał kulce siłę wystarczającą na lot o odległości kilkunastu metrów.
Panowie tak się rozpisaliście o "militariach" z dzieciństwa, że zaraz o normalnej broni nam się wątek rozwinie.
Ja miałam typowo dziewczyńskie zabawy, chociaż trochę mi się zdarzało po drzewach chodzić z koleżanką i kolegą, który dzisiaj jest księdzem.
Były fikołki na trzepaku, gra w gumę, klasy, robienie szklanych widoczków w ziemi...Takie... mało ciekawe z dzisiejszego punktu widzenia rzeczy.
Natomiast jedno co zasługuje na uwagę: że dzieci robiły sobie zabawki z niczego, czasem pewnie i niebezpieczne, ale wyobraźnia pracowała, bo nie było tylu gotowych zabawek, co teraz.
Ja miałam typowo dziewczyńskie zabawy, chociaż trochę mi się zdarzało po drzewach chodzić z koleżanką i kolegą, który dzisiaj jest księdzem.
Były fikołki na trzepaku, gra w gumę, klasy, robienie szklanych widoczków w ziemi...Takie... mało ciekawe z dzisiejszego punktu widzenia rzeczy.
Natomiast jedno co zasługuje na uwagę: że dzieci robiły sobie zabawki z niczego, czasem pewnie i niebezpieczne, ale wyobraźnia pracowała, bo nie było tylu gotowych zabawek, co teraz.
Natomiast jedno co zasługuje na uwagę: że dzieci robiły sobie zabawki z niczego, czasem pewnie i niebezpieczne, ale wyobraźnia pracowała, bo nie było tylu gotowych zabawek, co teraz.
No tak, jeśli już o robieniu zabawek (nie zawsze bezpiecznych) to może wspomne o tzw. "skoblówach" ("skoblówkach". To była dopiero broń!
Wycinało się z deski piłką (deski znajdowało się najczęściej na budowach) korpus, który miał kształt strzelby. Im bardziej przypominał strzelbe tym lepiej, co nie zawsze wychodziło. Na końcu "lufy" z obu stron przybijało sie dwa gwoździki do których przywiązywało się dwa końce gumki (nejlepszy był wentyl rowerowy). Mniej więcej tam gdzie "kolba" miała byc chwytana dłonią przybijało się również dwa gwoździe na których osadzało się zrobiony z drutu "cyngiel" o kształcie zamkniętej u góry litery Y. Dół "cyngla" ściałgało się gumką od weków do przybitego na dole gwoździa (żeby sprężynował). Pod cyngiel u góry kładło się skobel (kupowany w sklepach z art. żelaznymi) naciągało się nań wentyl i w momencie pociągnięcia dżwigni spustu skobel wylatywał na kilkadziesiąt metrów. Te skoblówki były dodatkowo zdobione, można było po bokach przybić paski folii plastikowej (np. z okładek do zeszytów) które pełniły funkcję magazynków - ładownic. Niektórzy rzeźbili kolby, albo wypalali ozdoby wypalarką do drewna. Skoblówki były wyrazem już wyższego kunsztu i prestiżem przewyższały zwykłe proce. Była to dość pomysłowa, a jednocześnie prosta konstrukcja, którą dość trudno opisać. Najlepiej byłoby pokazać, ale z tym kłopot (cyfrówek wtedy nie było ).
Dudzio , przypomnialo mi sie ze tez mialem takie zagraniczne kapiszony , chyba przywiezione z NRD. Byly wielkosci srutu do wiatrowki , ale nie pasowaly mi do zadnego pistoletu.....
Fakt były nieco podobne to tzw. śrutów "diabolek". Miały kształt takiego czopka otwartego z jednej strony i zrobionego z miękkiego plastiku. Teraz można je chyba nawet kupić w kioskach, tylko są odlane razem z obręczą, co ułatwia załadowanie całego bębenka. Kilka lat temu kupowałem je synowi.
No tak, jeśli już o robieniu zabawek (nie zawsze bezpiecznych) to może wspomne o tzw. "skoblówach" ("skoblówkach". To była dopiero broń!
Wycinało się z deski piłką (deski znajdowało się najczęściej na budowach) korpus, który miał kształt strzelby. Im bardziej przypominał strzelbe tym lepiej, co nie zawsze wychodziło. Na końcu "lufy" z obu stron przybijało sie dwa gwoździki do których przywiązywało się dwa końce gumki (nejlepszy był wentyl rowerowy). Mniej więcej tam gdzie "kolba" miała byc chwytana dłonią przybijało się również dwa gwoździe na których osadzało się zrobiony z drutu "cyngiel" o kształcie zamkniętej u góry litery Y. Dół "cyngla" ściałgało się gumką od weków do przybitego na dole gwoździa (żeby sprężynował). Pod cyngiel u góry kładło się skobel (kupowany w sklepach z art. żelaznymi) naciągało się nań wentyl i w momencie pociągnięcia dżwigni spustu skobel wylatywał na kilkadziesiąt metrów. Te skoblówki były dodatkowo zdobione, można było po bokach przybić paski folii plastikowej (np. z okładek do zeszytów) które pełniły funkcję magazynków - ładownic. Niektórzy rzeźbili kolby, albo wypalali ozdoby wypalarką do drewna. Skoblówki były wyrazem już wyższego kunsztu i prestiżem przewyższały zwykłe proce. Była to dość pomysłowa, a jednocześnie prosta konstrukcja, którą dość trudno opisać. Najlepiej byłoby pokazać, ale z tym kłopot (cyfrówek wtedy nie było ).
Dudzio , przypomnialo mi sie ze tez mialem takie zagraniczne kapiszony , chyba przywiezione z NRD. Byly wielkosci srutu do wiatrowki , ale nie pasowaly mi do zadnego pistoletu.....
Fakt były nieco podobne to tzw. śrutów "diabolek". Miały kształt takiego czopka otwartego z jednej strony i zrobionego z miękkiego plastiku. Teraz można je chyba nawet kupić w kioskach, tylko są odlane razem z obręczą, co ułatwia załadowanie całego bębenka. Kilka lat temu kupowałem je synowi.
my z kuzynami co wakacje u ś.p. dziadków, mielismy obóz, budowalismy szalas z galezi , do tego maszt z prawdziwa flagą, ognisko i garki w ktorych robilsmy jedzenie na ogniu, najlepsza frajda jak czasem pozwalali nam nocowac w tym "domku", robilismy wyprawy, a nawet mielismy rozne stopnie wtajemniczenia.....zostalo tylko parę zdjęć...
...wiele lat, wiele dni czas nas uczy pogody....
- biały_delfin
- Administrator
- Posty: 1949
- Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45
chociaż trochę mi się zdarzało po drzewach
drzewa !!! Trzepaki !!! centralne miejsce wszystki zabaw podwórkowych.
nie ma chyba bardziej ulubionego miejsca
my się bawiliśmy na trzepakach, dzisiaj dzieci się bawią na trzepakach i jeszcze nasze wnuki będą się bawić na trzepakach (drzewach).
a kto pamięta domy robione z krzesełek i koców ?
drzewa !!! Trzepaki !!! centralne miejsce wszystki zabaw podwórkowych.
nie ma chyba bardziej ulubionego miejsca
my się bawiliśmy na trzepakach, dzisiaj dzieci się bawią na trzepakach i jeszcze nasze wnuki będą się bawić na trzepakach (drzewach).
a kto pamięta domy robione z krzesełek i koców ?
- biały_delfin
- Administrator
- Posty: 1949
- Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45
Natomiast jedno co zasługuje na uwagę: że dzieci robiły sobie zabawki z niczego, czasem pewnie i niebezpieczne, ale wyobraźnia pracowała, bo nie było tylu gotowych zabawek, co teraz.
Trafna uwaga,
pamiętam jak kumpel zrobił coś co przypominało pistolet z 2 pudełek po zapałkach, ołówka i spinacza do bielizny i gumki. Trochę na zasadzie procy. Z pudełek (magazynka) brało się zapałkę wsadzało do szczypca, naciągało gumkę, naciskało szczypiec i strzelał.
Albo samo pudełko zapałek (zamiast tekturowych były drewniane pamietacie) przez pudełko przeciągało się gumkę, w ściance robiło otworek, między ściankę a gumkę wstawiało zapłkę, lekko pchało i wystrzeliwała przez otworek (cos w rodzaju miniaturowego łuku, kuszy ?)
(nie wiem czy jasno to opisuję)
Trafna uwaga,
pamiętam jak kumpel zrobił coś co przypominało pistolet z 2 pudełek po zapałkach, ołówka i spinacza do bielizny i gumki. Trochę na zasadzie procy. Z pudełek (magazynka) brało się zapałkę wsadzało do szczypca, naciągało gumkę, naciskało szczypiec i strzelał.
Albo samo pudełko zapałek (zamiast tekturowych były drewniane pamietacie) przez pudełko przeciągało się gumkę, w ściance robiło otworek, między ściankę a gumkę wstawiało zapłkę, lekko pchało i wystrzeliwała przez otworek (cos w rodzaju miniaturowego łuku, kuszy ?)
(nie wiem czy jasno to opisuję)
Właśnie tak myślę, o tym co napisałeś, i dochodzę do wniosku, że chyba jednak mniej się bawią na trzepakach. Moje osiedle z dzieciństwa się zestarzało, dzieci wyrosły, ale są inne dzieci, mniej ich na pewno i kiedy przychodzę do rodziców, to raczej nie widzę dzieciaków na trzepakach. A może akurat na moim dawnym trzepaku ich nie ma.biały_delfin pisze: my się bawiliśmy na trzepakach, dzisiaj dzieci się bawią na trzepakach i jeszcze nasze wnuki będą się bawić na trzepakach (drzewach).
a kto pamięta domy robione z krzesełek i koców ?
- biały_delfin
- Administrator
- Posty: 1949
- Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45
chyba nie jest tak źle, ciągle widzę jakieś dzieci na trzepakach
(raz musiałem im jakoś wytłumaczyć, żeby zeszły bo akurat mi był potrzebny, a one na początku nie rozumiały (?) o co mi chodzi )
raz nawet widziałem jak jakieś dzieci bawiły się w "moją" zabawę z dzieciństwa - śledzenie czarnego kota całymi godziami.
(raz musiałem im jakoś wytłumaczyć, żeby zeszły bo akurat mi był potrzebny, a one na początku nie rozumiały (?) o co mi chodzi )
raz nawet widziałem jak jakieś dzieci bawiły się w "moją" zabawę z dzieciństwa - śledzenie czarnego kota całymi godziami.
Kolo mojego bloku przez 5-6 lat budowano pawilon uslugowy.Ile tam bylo ciekawych rzeczy! Z betonowych kregów robilismy sobie wspaniale miejsce do zabaw w chowanego,hotel lub zamek.Przy odrobinie szczescia znalazlo sie kawalek takiego kregu i mozna bylo bujac sie na nim,a jak byl wiekszy to nawet sluzyl za tunel do czolgania.Metalowa konstrukcja to byl pociag z osmioma wagonami,zawsze byly klótnie o miejsce z przodu i kto bedzie maszynista.Potem jak bylam starsza, to wyrwalismy deski z plotu i wchodzilismy na budowe.Pukalismy do baraku ,w którym robotnicy pili i uciekalismy im.Gdy budowa sie skonczyla,postawili nam przed blokiem drabinki i tam chodzilismy albo do suszarni.
http://serialkatarzyna.ovh.org/ polska strona serialu Katarzyna
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona
http://www.catherinedemontsalvy.ch/ strona serialu w jezyku angielskim
http://orticoni.jose.neuf.fr/cariboost1/index.html francuska strona
--------------------------------------------------------------------------------biały_delfin pisze:chyba nie jest tak źle, ciągle widzę jakieś dzieci na trzepakach
(raz musiałem im jakoś wytłumaczyć, żeby zeszły bo akurat mi był potrzebny, a one na początku nie rozumiały (?) o co mi chodzi )
Ha! Ha! Delfinie chciałeś sobie na trzepaczku posiedzieć, a dzieci popatrzyły i pomyślały: "A czego ten 'starszy' pan chce?"
- biały_delfin
- Administrator
- Posty: 1949
- Rejestracja: 12 lis 2006, o 22:45